Zamknij
INFORMACJE

Jak to drzewiej bywało... Polowania ziemian w płońskich dworach

Igor KantorowskiIgor Kantorowski 16:01, 22.10.2020 Aktualizacja: 08:41, 23.10.2020
Skomentuj Pierwszy z lewej - Zbigniew Charzyński. Lasy Dóbr Nacpolsk-Strzembowo, lata 30-te XX wieku [Zdjęcie dzięki uprzejmości Pracowni Dokumentacji Dziejów Miasta Płońska] Pierwszy z lewej - Zbigniew Charzyński. Lasy Dóbr Nacpolsk-Strzembowo, lata 30-te XX wieku [Zdjęcie dzięki uprzejmości Pracowni Dokumentacji Dziejów Miasta Płońska]

Płońska ziemia nie była zbyt zasobna w zwierzynę leśną. Wynikało to z niewielkich zasobów leśnych. Już w XVIII wieku przestały istnieć puszcze leśne, masowo karczowane pod pola uprawne. Mazowsze było jedną z najbardziej zaludnionych części Polski. Rozrastały się wioski, powstawały miasta. Zniszczenia lasów dopełniły władze rosyjskie podczas zaborów. Prowadziły one rabunkową gospodarkę leśną, wycinano całe połacie leśne, nie prowadząc nasadzeń. Już przed I wojną światową nie sposób było spotkać na naszych terenach leśnych niedźwiedzia czy wilka, rzadko pojawiał się ryś. Dominowała zwierzyna drobna, jak zając, lisy czy kuropatwy. Dziki i sarny również należały do rzadkości. Polowania w okresie międzywojennym wśród ziemian płońskich odbywały się dość regularnie, zwłaszcza w okresach łownych.

Myśliwi, do których należeli przede wszystkim właściciele dworów, potrafili dbać o zwierzynę przez cały rok. Mieli świadomość, że aby móc polować to trzeba mieć na co. Największym wrogiem zwierząt leśnych były bezpańskie psy oraz kłusownicy. Prowadzono odstrzał dzikich psów, likwidowano wnyki, a zimą dokarmiano zwierzęta. Dowożono do specjalnie przygotowanych miejsc buraki, ziemniaki, czy siano. Bywało, że jeśli któryś z chłopów zabił bezpańskiego psa atakującego zająca lub kuropatwę, właściciele dworów wypłacali mu premię. Niestety watahy dziko żyjących psów stanowiły poważny problem.

Jeden z bardziej znanych myśliwych Michał Abramowicz Hrabia z Niewikli na początku lat trzydziestych ubiegłego stulecia sprowadził do okolicznego lasu kilka gniazd bażantów. Przez kilka lat podlegały ścisłej ochronie, dzięki czemu znacznie się rozmnożyły. Z czasem niestety stały się obiektem, do którego strzelano.

Polowanie a zwyczaje

W okresie międzywojennym utrwalił się zwyczaj organizowania polowań w poszczególnych majątkach co dwa lata. Zabezpieczało to zwierzęta przed wyginięciem. Po takim polowaniu, przez dwa następne lata mogły się one rozmnażać bez większych przeszkód.

Okres polowań zimowych trwał od grudnia do końca stycznia. Polowania stawały się również okazją do organizowania balów. Wybrany dwór zawsze maksymalnie przygotowywał się do przyjęcia wszystkich. Ziemianie dojeżdżali do niego wcześnie rano, a właściwie jeszcze, kiedy panowały ciemności. Jechano przeważnie saniami, ale i eleganckie limuzyny też się pojawiały. Ziemiaństwo płońskie było dość zamożne. Gości witano śniadaniem, a następnie rozlosowywano stanowiska strzeleckie. Do dworów, które specjalnie wyróżniały się wytwornością przy organizowaniu polowań, należały te w Niewikli, Szpondowie, Drożdżynie, Smardzewie, Zdunowie, czy Ćwiklinie.

Każde z nich, co dwa lata gościło w swoich progach uczestników polowania. Do wyznaczonych im wozów zaprzęgano doborowe konie. Każdy pojazd oznaczony był chorągiewką z odrębnym kolorem. Za każdym z nich jechała nagonka, która była przydzielona danej grupie myśliwych. Nad całością polowania czuwał zarządca majątku, który organizował imprezę.

Artur Jaworowski h. Lubicz. Obok dwór w Bogusławicach w gminie Płońsk [za publikacją 'Ziemianie polscy XX wieku. Słownik biograficzny. Część IV]

Częstymi uczestnikami polowań byli: Kazimierz Chamski z Drożdżyna, Janusz Kalinowski, ze Szpondowa, Michał Płoski ze Smardzewa, Jerzy Marczewski z Ćwiklina, Abramowicz z Niewikli, Artur Jaworowski z Bogusławic, Piotr Domański ze Zdunowa, czy też rodzina Charzyńskich, właściciele dóbr Nacpolsk i Srzembowo.

Najgorzej miał szarak

Płońskie lasy nie miały zbyt dużo zwierzyny. Nawet dzik należał do rzadkości. Polowano przede wszystkim na zające, czyli przysłowiowe "szaraki’’. Rozmnażały się one wyjątkowo licznie, gdyż samica w roku mogła mieć aż trzy mioty. Rywalizowano więc, kto ustrzeli ich najwięcej i dzięki temu zostanie królem polowania. Strzelano dużo, a polowanie miało być naprawdę dobrze zorganizowane, aby nie doszło do nieszczęścia. Po pierwszej części tego leśnego przedstawienia, naganiacze zbierają ustrzelone zwierzęta i kładą je na specjalnym wozie. Każdy zając ma karteczkę z nadrukiem myśliwego, który go ustrzelił.

Powiało nie tylko lasem, ale i bigosem

Janusz Kalinowski ze Szpondowa w swoich wspomnieniach pisze o polowaniu we Wrońskach, a właściwie o przerwie na śniadanie. - Znaleźliśmy się na leśnej polanie, a na niej zbity z desek stół zastawiony dymiącymi wazami z bigosem, a także kilkoma butelkami czystej 'luksusowej'. Tu brylował Michał Abramowicz z Niewikli, znany z chęci do białogłów, jak do jadła i wypitki. Bigos na zimnie przy kilkustopniowym mrozie daje niebiańskie wrażenia. A takiej czystej 'luksusowej' jak przed wojną to już nie doświadczy. Choć zdarzyło się na polowaniu w Strzelcach Kutnowskich, że nadmiar 'luksusowej' spowodował, że myśliwy wziął naganiacza za grubego zwierza - kończy Kalinowski.

Po posiłku i kilku głębszych, towarzystwo wracało na swoje stanowiska strzeleckie. Polowano do wieczora, a następnie powracano do dworu. Myśliwi udawali się na krótką drzemkę.

Rok 1938. Zimowe polowanie w majątku Wrońska. Widoczni na zdjęciu od lewej: Artur Jaworowski z majątku Bogusławice, Jerzy Kalinowski ze Szpondowa, Kazimierz Chamski z Drożdżyna, Miniewski, Anna Jaworowska z domu Abramowicz - pani domu, Antoni Jaworowski - pan domu, NN (siedzi), p. Abramowiczowa z Niewikli - matka pani domu, Janusz Kalinowski ze Szpondowa, Michał Płoski ze Smardzewa, Jerzy Marczewski z Ćwiklina, p. Abramowicz z Niewikli - ojciec pani domu. [za szlachta.org.pl/Janusz Kalinowski - Polowanie z moich wspomnień]

Zwierzyna w lasach pozostała ta sama...

Późnym wieczorem, po umyciu i przebraniu w wizytowe ubrania, zapraszano na mały poczęstunek, który mógł zamienić się także w potańcówkę, jeśli pojawiły się kobiety.

Wszyscy goście siadali przy jednym stole, który uginał się pod ciężarem frykasów. Podawano wówczas szynki, balerony, ryby w galarecie, raki w majonezie, duszoną wieprzowinę, a także cynaderki i móżdżek. Ciasta były ogromne, krojone w grube kawały. Wszystko zakrapiane wermutem, starką, czy wódką Baczewskiego.

Kalinowski wspomina również, gdy wszyscy już pojedli i popili, właściciel dworu w Szpondowie ogłosił kto upolował najwięcej zwierzyny. - Zostałem królem polowania, wzniosłem toast na cześć gospodarzy i gości.

Potem, oprócz ucztowania, niektórzy grali w karty, a inni tańczyli. Wojna przerwała te polowania w dworach płońskich, a nowa władza wyprowadziła właścicieli dworów z ich siedzisk. Natomiast zwierzyna pozostała w naszych lasach ta sama: zające, lisy i kuropatwy.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

OSTATNIE KOMENTARZE

0%