Zamknij

Strażnicy obchodzili się z nami bardzo źle, wręcz sadystycznie... - bolesne wspomnienia więźniów obozu pracy w Starym Gralewie

14:08, 16.02.2020 (za Notatki Płockie 34/4-141/nadesłała: Agnieszka Sabalska) Aktualizacja: 15:21, 16.02.2020
Skomentuj Obóz pracy w Gralewie mieścił się w nieistniejącym już dziś budynku szkoły powszechnej. Funkcjonował tam w latach 1940-1943. W tym okresie przeszło przez obóz około 5 tys. więźniów. Dokładna liczba ofiar nie jest znana. Pamięcią po obozie jest odsłonięta w sierpniu 1947 roku figura Matki Bożej umieszczona na postumencie, na którym umieszczono stosowny, pamiątkowy napis [Foto: forum.tradytor.pl] Obóz pracy w Gralewie mieścił się w nieistniejącym już dziś budynku szkoły powszechnej. Funkcjonował tam w latach 1940-1943. W tym okresie przeszło przez obóz około 5 tys. więźniów. Dokładna liczba ofiar nie jest znana. Pamięcią po obozie jest odsłonięta w sierpniu 1947 roku figura Matki Bożej umieszczona na postumencie, na którym umieszczono stosowny, pamiątkowy napis [Foto: forum.tradytor.pl]

Kontynuujemy nasz historyczny cykl, w którym przypominamy o istnieniu na terenie powiatu płońskiego w okresie okupacji obozów pracy, które w rzeczywistości spełniały funkcje obozów zagłady. Oto historia kolejnego z nich, zlokalizowanego w (Starym) Gralewie, zapisana na kartach Notatek Płockich z 1989 roku w rozdziale pt.: ,,Obozy pracy w rejencji ciechanowskiej" Marka Tadeusza Frankowskiego.  

(...) W budynku zlikwidowanej przez okupanta hitlerowskiego szkoły powszechnej we wsi Gralewo, położonej na południe od Raciąża, wiosną 1940 roku zorganizowali Niemcy tzw. wychowawczy obóz pracy. Oficjalna nazwa obozu brzmiała: „Arbeitserziehungslager Gralewo" . W obozie więzieni byli Polacy i Żydzi. Przeciętnie przebywało w nim około 200 więźniów. W początkowym okresie istnienia obozu większość więźniów stanowili Żydzi, w tym także kobiety i dzieci. Pewnej nocy kobiety i dzieci „zniknęły".

Pierwszym komendantem obozu mianowano Gustawa Scheibela — volksdeutscha z Pluskocina. Po nim funkcję tę pełnił, od lutego do około 20 września 1941 roku — Maj. Ostatnim komendantem obozu został Ferdynand Reinert — volksdeutsch z Mystkowa. Funkcje strażników w obozie sprawowali: Alfred Reinert, Telker, bracia Kellbertz i Bobkowski — czterej ostatni z Łaszewa, Bergau z Raciąża ,Otto Liick i Adolf Gimpel — obaj z Dzierżążni, Edward Kowalewski z Płońska, Strelau z Siemiątkowa Koziebrodzkiego, Steinegel z Brzeźć, Maletz, Wagner, Radtke z Mystkowa, Hartwig, Muller, Koper, Hinz i Lidtke. Rekrutowali się oni z volksdeutschów i kolonistów niemieckich.

Budynek, w którym przetrzymywani byli więźniowie, ogrodzono parkanem z trzyrzędowego drutu kolczastego. W pomieszczeniach na parterze przebywali więźniowie, na piętrze rozlokowane były izby strażników. Przygnanych do obozu ludzi nie zapoznawano z regulaminem. Na tych, którzy nie dość szybko zorientowali się w systemie zakazów, sypały się uderzenia kijów strażników. Każdy czyn, który wachmani uznawali za wykraczający poza dowolnie przez nich interpretowane przepisy, był pretekstem do maltretowania zatrzymanych. „(...) Strażnicy bili nas codziennie rano i wieczorem, kiedy nam kazano okrążać w marszu budynek, w którym mieścił się obóz. Na każdym narożniku budynku stał uzbrojony strażnik, który mijającego go więźnia kopał, bądź uderzał biczem, jak też uderzał kolbą karabinu (...)".

Wygląd więźniów był straszny. Wielu miało ciało sine od uderzeń pałek. Wielu więźniom kawałki ciała odpadały od kości, rany ropiały i gniły. O żadnej opiece lekarskiej nie było mowy. „(...) rozmawiałem z (...) Władysławem Marcinkowskim, moim kolegą i rówieśnikiem, mieszkańcem wsi Kiełbowo, który rozpoznał mnie. Żalił mi się, że jest strasznie bity przez strażników obozu w Gralewie. Wyglądał mizernie, do tego stopnia, że go na pierwszy rzut oka nie rozpoznałem. Był chudy, zgarbiony, na głowie miał włosy pozlepiane, gdy mówił - to ledwo poruszał wargami. Wkrótce dowiedziałem się, że zginął w obozie". 

W obozie panował głód. Raz dziennie więźniowie otrzymywali miskę lury, w której skąpo pływały niedogotowane płatki kartofli, brukwi i buraków pastewnych, oraz pół kilograma chleba na śniadanie i kolację. Gdyby nie ofiarność miejscowej ludności, która podrzucała więźniom żywność na drodze, którą szli do pracy, w obozie jak twierdzi E. Gulaszewski — „nie można byłoby przetrwać dłużej jak dwa tygodnie". Świadectwo wyraziste tego jak traktowano więźniów oddaje relacja Stanisława Rydzewskiego: 

„(...) Strażnicy obchodzili się z nami bardzo źle, wręcz sadystycznie. Więźniowie byli osłabieni i wycieńczeni, a gdy ktoś z więźniów nie nadążał w marszu do pracy i w pracy to strażnicy bili kijami i szczuli psami. Spaliśmy na barłogu ze słomy. Nawet w nocy nie dawano nam spokojnie wypocząć (...)". 

W nocy strażnicy wywoływali z cel więźniów, którzy już nigdy nie wracali do współtowarzyszy niedoli. Świadectwem męczeństwa tych więźniów były odgłosy bicia i jęki dochodzące z wartowni. Często sprowadzonych do obozu więźniów mordowano zaraz po przekroczeniu bramy. Taki los spotkał Stanisława Krysiewicza aresztowanego 22 sierpnia 1941 r. w Dzierżążni. 

„(...) gdy przyszedł do obozu — mówił brat zamordowanego Władysław Krysiewicz — już nie miał jednego oka. Oko to wyciął mu batem konwojujący go strażnik Lidtke. Gdy dostał się na plac obozu w Gralewie, tam strażnicy obozu bili mego brata batami rzemiennymi, szczuli go psami policyjnymi. Gdy bronił się przed pogryzieniem go przez psy, strażnicy bili go batami po rękach, głowie i po ciele. Gdy brat osłabł wówczas ponownie szczuto brata psami (...)". 

[DAWNY]1581858185493[/DAWNY]

Stanisław Krysiewicz, nieludzko skatowany, Ieżał na podwórzu nieprzytomny, ale dający jeszcze oznaki życia, przez kilka godzin. Wówczas strażnicy wezwali czterech Żydów. Nakazali im napełnić nosiłki do noszenia wapna kałem z pobliskiego ustępu, a następnie wylać na skatowanego więźnia. Zwłoki zostały zakopane w dole w pobliżu latryny. Odpowiedzialność zbiorowa, za niepopełnione wykroczenia, była pretekstem do sadystycznych zachowań strażników. Najczęściej było to brutalne bicie przypadkowych więźniów. „(...) Pewnego razu strażnicy obozu powiedzieli nam, że więźniowie czynią przygotowania do ucieczki i dlatego muszą ponieść karę. Zapędzili wszystkich więźniów na plac, po czym wybierano po dziesięciu więźniów. Jednego z więźniów kładli na stołku. Jeden ze strażników siadał na głowie więźnia, a pozostali dwaj strażnicy bili więźnia, leżącego na stołku rzemiennymi biczami, na przemian, tak jak cepami młóci się zboże. Po wymierzeniu około 60 do 80 batów, więźnia puszczano na bok, po czym bito tak następnych (...)". 

Masakra ta powtarzała się przez kilkanaście kolejnych dni. Więźniowie pracowali przy budowie dróg. Polacy rozkruszali większe głazy na szuter. Żydów zatrudniano jako siłę pociągową do rozwożenia piasku i kamieni na przestrzeni budowanej drogi. Praca ta toczyła się w napiętej atmosferze obelg, gwałtów i okrucieństwa stosowanych przez strażników. Wanda Malinowska wspominała: 

„(...) Często widziałam jak zwożono z miejsc pracy pobitych lub zmarłych więźniów (...)". 

Jednym z zamordowanych podczas pracy był Tadeusz Ritter. To wstrząsające zdarzenie widział Tadeusz Paszkowski. 

(...) Gdy przyszedł, strażnicy wskazali mu kilkutonowy głaz, dali mu do ręki dziesięciokilogramowy młot, którym kazali mu ten głaz rozbić. Mimo wysiłków ze strony Rittera. głaz ten nie drgnął. Strażnicy bili Rittera bykowcami, kolbami od karabinów. Gdy upadł bito go dalej. Widziałem, że miał połamane obydwie ręce i nogi. Zaniesiono go do sali, gdzie spaliśmy. Widziałem, że ciało jego puchło i było czarne. Mężczyzna ten stracił przytomność po kilku godzinach.

Oprawcami, którzy zakatowali Tadeusza Rittera byli: Strelau, Bergau i Talker. Zmasakrowane ciało hitlerowcy oddali żonie, która zawiozła je do domu. W 1975 roku syn zamordowanego, Gabriel Tadeusz Ritter, składając zeznania przed OKBZH w Warszawie mówił: 

„(...) Po upływie 6 czy 7 dni od chwili ujęciu mego ojca na podwórko domu, w którym mieszkaliśmy przyjechała furmanka (...). Zauważyłem, że z furmanki cieknie krew na ziemię, a na słomie leżą zwłoki ludzkie. (...) był to mój ojciec. Znajdował się w stanie agonalnym. Matka moja i sąsiedzi położyli ojca na prześcieradle czy też kocu i położyli na łóżko. Gdy poszedłem do ojca, niosąc szklankę wody i przyłożyłem ją do ust ojca, wydal on ostatnie tchnienie. Widziałem, że ojciec miał zgolone włosy na głowie do gołej skóry. Przez czoło i całą czaszkę widniała sina pręga. W kilku miejscach na głowie ojca, na plecach, piersiach widziałem sino-czerwone strupy wskazujące na to, że w miejscu tym skóra ojca była wcześniej poprzecinana batem. Pośladki ojca i genitalia były sine. Kości łokciowe prawej ręki, mego ojca, były zupełnie zmiażdżone (...).

W sposób szczególnie sadystyczny i perfidny wachmani pastwili się nad księżmi i Żydami. Księdza Zygmunta Nadrowskiego podczas pracy nieludzko bito, lżono i znieważano. Zdzisław Papieżyński opowiadał, że po pracy strażnicy naigrywając się z kapłana sadzali go do bryczki, wkładali mu do ręki miotłę i obwozili po placu apelowym, nakazując śpiewać po łacinie pieśniInnym sposobem dręczenia tego więźnia było zmuszenie go do jedzenia szarego mydła. Inny więzień, Żyd Szulim, pochodzący z Raciąża, wygłodzony do granic ludzkiej wytrzymałości został przez wachmanów zakatowany za to, że odmówił zjedzenia wieprzowej kiełbasy, co było sprzeczne z nakazami religijnymi. Świadkiem tej zbrodni był Tadeusz Paszkowski, który wraz z innymi więźniami zmuszony został do oglądania tego makabrycznego widowiska. 

„(...) Strażnicy przynieśli duże pęto kiełbasy. (...) nakazali temu Żydowi, by tę kiełbasę jadł. (...) Szulim odmówił spożycia kiełbasy, mimo że strażnicy bili go bykowcami i pięściami po twarzy, po głowie i plecach. Gdy po drugiej czy trzeciej próbie zmuszania go do spożycia kiełbasy Szulim kiełbasę tę odrzucił od siebie, strażnicy tak go strasznie zbili, że nie dawał on oznak życia (...)" . 

[ZT]4826[/ZT]

Kolejnego więźnia narodowości żydowskiej o nazwisku Kołnierz strażnicy bili kolbami od karabinów. Masakrowali z wściekłością nawet, gdy więzień już nie żył. W listopadzie 1941 roku przywieziono do obozu więźniów z obozu w Kucharach. Kazimierz Marcinkowski pamiętał, że „w godzinach wieczornych słychać było strzały, dochodzące ze strony budynków gospodarskich". Wśród więźniów krążyły pogłoski, że przybyłych więźniów z Kuchar rozstrzelano. Zwłoki ich zakopane zostały w dole za budynkami gospodarskimi. Początkowo ciała zamordowanych chowano w zbiorowej mogile na cmentarzu w Gralewie. Od czasu, gdy komendantem obozu został Maj, zaczęto grzebać zwłoki na terenie obozu w specjalnie przygotowanym dole, przysypując je niegaszonym wapnem. „(...) Zwłoki więźniów rzucano do dołu, przysypując je wapnem, przysypywano lekko ziemią. Ale dołu nie zakopywano. Gdy przywieziono następne zwłoki rzucano je do tego samego dołu i przysypywano wapnem (...)". Podczas budowy drogi w Kozolinie uciekło pięciu więźniów. Dwóch zostało zastrzelonych w trakcie pościgu. Trzech strażnicy schwytali. Zostali nieludzko zmasakrowani. Więzień T. Paszkowski, pracujący opodal, był świadkiem kaźni. „(...) momentalnie skóra na nich spuchła, stali się sini, aż granatowi, stracili przytomność. Leżeli tak do zakończenia przez nas pracy (...). 

Zmasakrowane ciała zanieśli więźniowie do obozu. Następnego dnia, rano, ofiary dawały jeszcze oznaki życia. Po powrocie więźniów z pracy, wieczorem, już ich w obozie nie było. Należy sądzić, że zostali dobici przez wachmanów i zakopani w jednej ze zbiorowych mogił.

W grudniu 1943 roku obóz w Gralewie został zlikwidowany. Ostatnich, pozostałych przy życiu więźniów rozesłano do innych obozów. Przez obóz przeszło około 5 tysięcy więźniów. 

Ciąg dalszy nastąpi...

((za Notatki Płockie 34/4-141/nadesłała: Agnieszka Sabalska))

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(4)

PilnujmyPilnujmy

12 2

Pilnujmy tego, zeby coś takiego się nie powtórzyło. Tyle jadu I nienawiści jest w przestrzeni publicznej, że trzeba się mieć na baczności. Tyle szyderstwa I kultu siły. Tyle ignoranctwa. 16:26, 16.02.2020

Odpowiedzi:2
Odpowiedz

AnetaAneta

1 5

A kiedy było mniej??? 10:25, 17.02.2020


TaTa

2 0

Było mniej. Teraz medialne stają się ruchy, które szykanują słabszych I w mniejszości. Piękne miłosierdzie 12:47, 22.02.2020


reo

PolakPolak

12 0

Dziękujemy za wartościowy artykuł. Nasza historia, nasza tożsamość. Tyle jest jeszcze nieodkrytych kart historii. 10:23, 17.02.2020

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%