Zamknij
INFORMACJE

Patrzę na te zdjęcia i czuję upływ czasu... - Zygmunt Załęcki [WYWIAD PwS]

Igor Kantorowski Igor Kantorowski 17:06, 15.03.2021 Aktualizacja: 12:09, 17.03.2021
Skomentuj - Ja fotografią żyłem. Potrafiłem znaleźć się w różnych gronach ludzi. Zresztą byłem zawsze swój (...) - mówi Zygmunt Załęcki [Foto: Album 'Ludzie i Miejsca'] - Ja fotografią żyłem. Potrafiłem znaleźć się w różnych gronach ludzi. Zresztą byłem zawsze swój (...) - mówi Zygmunt Załęcki [Foto: Album 'Ludzie i Miejsca']

O fotografii, Płońsku sprzed lat i ludziach z Zygmuntem Załęckim, autorem albumu ''Ludzie i miejsca", rozmawia Igor Kantorowski.

Igor Kantorowski: Zygmunt, znamy się tyle lat, że damy sobie spokój z oficjalną formą zwracania się do siebie. Przypomnij skąd pochodzisz i jak trafiłeś do Płońska.

Zygmunt Załęcki: Urodziłem się w Jarocinie w gminie Baboszewo, w rodzinie chłopskiej. Chodziłem do szkoły w Sarbiewie, jako chłopak pomagałem rodzicom w gospodarstwie. Po szkole podstawowej wyjechałem do Gdańska, gdzie podjąłem naukę w technikum elektromechanicznym. Ale wróciłem do domu i wylądowałem w zawodówce w Płońsku. Potem pracowałem w Ursusie.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z fotografią, która przeobraziła się w pasję i stała się zawodem?

Za wyprawkę, którą wypłacił mi zakład, kupiłem sobie aparat Smienę. Był mój pierwszy aparat. Krótko potem zostałem żołnierzem służby zasadniczej we Wrocławiu. Byłem szkolony na kierowcę czołgu. Po zakończeniu szkolenia zostałem przeniesiony do jednostki w Ostródzie. W wojsku poznałem już pierwsze tajniki fotografii, ale tam nie było czasu na zajmowanie się tym .Po ukończeniu służby wojskowej wróciłem do swojego zakładu w Ursusie. Tam podjąłem naukę w technikum wieczorowym. Zbliżyłem się bardzo do fotografii, kupiłem aparat Zenit. Wziąłem udział w konkursie fotograficznym – Ziemia Łowicka w fotografii. Otrzymałem wyróżnienie. Z Ursusa przeniosłem się do Płońska. Dowiedziałem się, że Dom Kultury potrzebuje kogoś do prowadzenia kółka fotograficznego. Zgłosiłem się i zostałem przyjęty. Zamieszkałem na poddaszu Domu Kultury, gdzie stworzyłem swoją pierwszą pracownię fotograficzną.

Jakie schody wyrastały na Twojej drodze? Czy wszystkie pokonałeś?

Prowadziłem zajęcia w ramach kółka, a jednocześnie utrwalałem wydarzenia związane z działalnością Domu Kultury, a także te o charakterze samorządowym i politycznym, czyli pochody pierwszomajowe, rozpoczęcie inwestycji gospodarczych. Czytałem gazetę 'Radar', który ogłaszał konkursy fotograficzne. Wysyłałem na nie zdjęcia, które zdobywały nagrody. To dało mi poczucie, że powinienem zajmować się fotografią. Otworzyłem swój zakład fotograficzny. Nie było to łatwe, bo wymagało nakładów. Sam zaadoptowałem pomieszczenia przy ul. Płockiej 65. Zamieszkałem tam i świadczyłem usługi fotograficzne dla ludności. Wykonywałem zdjęcia ślubne, komunijne i do dowodów. Ale robiłem tam również zdjęcia artystyczne. Portretowałem ludzi, eksperymentowałem w ciemni. Cięgle uzupełniałem sprzęt, a w tych czasach było to trudne. Wszystko trzeba było wywalczyć.

Z aparatem wyruszałeś poza Płońsk. Co to były za wyprawy?

Jeździłem po powiecie płońskim, interesował mnie przede wszystkim krajobraz. Nasz rodzinny. Utrwaliłem Bolęcin, Sochocin, Baboszewo, Czerwińsk, ale zapuściłem się także do Pułtuska. Pojechałem do Jarocina, ale tego, gdzie odbywał się festiwal rockowy, utrwalić przede wszystkim to co się działo wokół sceny. Ten klimat, który w czasach PRL był jakby z innego świata. Pojechałem również do Sopotu, na festiwal, gdzie fotografowałem znane gwiazdy, chociażby Conchitę Bautistę.

Pamiętam, jak pojawiałeś się nagle ni stąd, ni zowąd i robiłeś zdjęcia płońszczanom. Trzeba było odwagi czy po prostu dałeś się ponieść pasji?

Nie rozstawałam się z aparatem. To pomogło mnie w robieniu zdjęć z zaskoczenia, do których się nie pozowało. Ale były też zdjęcia, na których uwieczniłem scenki rodzajowe lub ludzi, którzy stawali świadomie przede mną pozwalając się fotografować. Myślę, że stworzyłem małą galerię różnych osób z tamtych czasów. W tamtych latach byłem znany, dlatego mogłem liczyć na tolerancję. Jak powiedziałem, robiłem także zdjęcia z zaskoczenia, ale mało kto protestował.

Wykonywałeś zdjęcia ślubne, okazjonalne, zamawiały Cię szkoły na studniówki. Miałeś zlecenia na uroczystości państwowe i samorządowe. Może utrwaliła Ci się jakaś szczególna sytuacja czy zdarzenie?

Zdarzało się, że musiałem znaleźć szybko odpowiednie miejsce do zrobienia zdjęcia. Zdarzało się, że przybierałem postać klauna na uczcie ,,królewskiej”. Wskakiwałem na stół biesiadny i z niego robiłem zdjęcia. Najważniejsze dla mnie było, że uchwyciłem właściwy moment. Ja uchodziłem za człowieka owładniętego pasją fotograficzną. Chciano obarczyć mnie raz za połamane krzesełka, ale jakoś darowano to, bo nie wnikano w szczegóły.

Zygmunt Załęcki pozuje w 1972 r. na tyłach kina Mirosławowi Mikołajewskiemu przy jego volkswagenie 411L [Zdjęcie to można znaleźć w albumie ''Ludzie i Miejsca'']

Utrwaliłeś na swoich zdjęciach Płońsk lat -70-tych i 80-tych. Jego stan faktyczny, czyli także drewniane domy, furmanki parkujące wzdłuż ulic, rozpoczęcie budowy Hortexu, czy kościoła Parafii pod wezwaniem św. Maksymiliana Kolbego. Ale dla mnie Twój album to przede wszystkim ludzie. Często z marginesu. Jak udało Ci się przyciągnąć ich do obiektywu?

Byłem znany, a ludzie darzyli mnie sympatią. Rozgrywałem słynne mecze w ping– ponga. Grałem w swoim stylu, a on przyciągał wielu widzów. Potrafiłem odbić piłeczkę nogą, która wracała na stół. Dlatego polubili mnie nawet najwięksi cwaniacy z rynku. Właśnie ich należałoby omijać, a oni pozowali do moich zdjęć. Wielu już nie żyje, pozostali na moich fotografiach. Byli to ludzie z marginesu. Uwieczniłem jednak także tamtejsze elity samorządowe i partyjne. Fotografowałem również nieco rozebrane panie. Ja fotografią żyłem. Potrafiłem znaleźć się w różnych gronach ludzi. Zresztą byłem zawsze swój.

Czy zdarza Ci się wyciągnąć te swoje fotografie i powspominać tych, których znałeś, a ich już nie ma?

Patrzę na te zdjęcia i czuję upływ czasu. Wspominam zwłaszcza tych, z którymi było mi po drodze. Gadaliśmy, siedzieliśmy na ławce w parku lub stadionie. Wiadomo, czas zrobił swoje, wielu odeszło. Nieraz sięgam pamięcią jakby za swoje zdjęcia. Przypominam sobie ludzi, którzy żyli, widziałem ich niemal codziennie. Taka płońska nostalgia.

Jak długo zeszło się z tym wydaniem albumu i jakie były trudności?

Przygotowanie albumu trwało blisko 10 lat. Materiał był tak obszerny, że samo jego poukładanie i selekcja zajęły dłuższy czas. Trzeba było wydobyć przede wszystkim te zdjęcia, które były niepowtarzalne. Przedstawiały miejsca w Płońsku, które zniknęły, a także ludzi, którzy odeszli, a nadawali kolorytu życiu naszego miasta we wspomnianych latach.

[ZT]7085[/ZT]

Nie będę ukrywał, że obejrzałem nie raz i nie dwa Twoje ogromne archiwum. Album objął tylko część Twojego dorobku. Co zresztą, przecież to żywa historia Płońska i naszej ziemi. A także coś w rodzaju albumu rodzinnego wielu płońszczan...

Chciałbym resztę również wydać. Jest tego sporo, to kontynuacja swego rodzaju historii Płońska. Być może niektóre osoby musiałbym zapytać o zgodę na znalezienie się ewentualnie w kolejnym albumie. To jest do dogadania.

Co porabia dzisiaj Zygmunt-fotograf, a właściwie artysta, który w sobie przypisany sposób opowiedział o Płońsku z lat -70 i 80-tych XX wieku?

Nie jeżdżę na ryby ani nie chodzę na grzyby, nie gram już w ping-ponga. Ale żyję jak potrafię. Nieraz wspominam stare, dobre dzieje.

Życzę dużo zdrowia, no i wpadaj do mnie od czasu do czasu na podwórko. W końcu czas, który uwieczniłeś, to moja młodość. W moim mieście. Dziękuję za rozmowę.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

Panie IgorzePanie Igorze

3 3

Czy wywiad (owszem, przyznaję że ciekawy) był przeprowadzony w maseczce i z zachowaniem społecznego dystansu?

19:59, 15.03.2021
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

OSTATNIE KOMENTARZE

0%