Od 29 lat „dzierży” tytuł ostatniego polskiego medalisty olimpijskiego w boksie, swój 10 tytuł mistrza Polski zdobywał w Płońsku pokonując „Diablo” Włodarczyka. O szansach na medale w Tokio, problemach boksu olimpijskiego i o tym, dlaczego młodzi pięściarze wybierają drogę na skróty porozmawialiśmy z Wojciechem Bartnikiem.
[DAWID ZIÓŁKOWSKI] Na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio mamy czworo reprezentantów. Jakie są Pana zdaniem szanse na zdobycie medalu w boksie?
[WOJCIECH BARTNIK] Powiem tak, moim zdaniem szanse są – nawet cztery. To znaczy każdy z naszych zawodników, zawodniczek, ma ogromne doświadczenie. Najmniejsze ma Damian Durkacz – po pierwsze, jest najmłodszy z całej ekipy, bo ma 22 lata i też jeśli chodzi o doświadczenie międzynarodowe, to jest ono skromne. Brał jednak udział w młodzieżowych ME, gdzie zdobył brązowy medal, toczył walki w meczach międzynarodowych i myślę, że to jednak dość dużo mu dało. Natomiast jeśli chodzi o dziewczyny, które nas reprezentują w Tokio, to Ela Wójcik – 25 lat, wielkie doświadczenie, bo już w 2011 roku zdobyła złoty medal w ME juniorek, rok później młodzieżowe ME, mistrzostwo świata, mistrzostwo olimpijskie młodzieży, tak więc ogromne doświadczenie. Sandra Drabik – 32 lata, też mnóstwo medali na ME, m.in. srebro i brąz, srebro na Igrzyskach Europejskich, 8-krotna medalistka mistrzostw Polski. Największy bagaż doświadczeń oczywiście ma Karolina Koszewska-Łukasik. Doświadczona, 39-letnia kobieta, która postanowiła wrócić do ringu. Po zdobyciu mistrzostwa świata urodziła dzieci, odchowała je i wróciła do boksu olimpijskiego, gdzie również ma wielkie doświadczenie i uważam, że ma chyba największą szansę, mimo tego swojego wieku, na to, żeby przywieźć medal z Tokio.
Dlaczego Pana zdaniem już tyle lat czekamy na medal olimpijski dla naszego reprezentanta? (ostatnim bokserskim medalistą był właśnie Wojciech Bartnik, który zdobył brąz w Barcelonie w 1992 roku, przyp. red.).
Myślę, że powodów jest kilka, ale takim najważniejszym, który zauważają ludzie interesujący się boksem nawet trochę mniej, to jest brak konfrontacji krajowych w rozgrywkach, czyli brak ligi pięściarskiej. Kiedyś liga pozwalała na to, żeby toczyć 2-3 pojedynki w miesiącu. Jeździło się po różnych klubach, tam można było mieć za rywala nawet medalistów MŚ, olimpijskich. Chciałbym tu wspomnieć o świetnych Białorusinach Diczkowie i Lenkowie, zawodnicy z Ukrainy – wicemistrz olimpijski Zaulicznyj, z którym miałem przyjemność dwukrotnie walczyć, Witalij Kliczko. Mnóstwo tych wspaniałych pięściarzy można było spotkać na drodze w lidze polskiej, gdzie można było zyskać duże doświadczenie i to obycie pięściarskie, bez którego nie wiele możemy uczynić. Chciałbym zauważyć, że teraz ci zawodnicy i tak mają nieco lepiej, bo zbliżają się do 15 pojedynków, nawet 20 rocznie. 20 to już jest moim zdaniem takie minimum, żeby rozwijać swój talent i to jest problem nr 1 – brak ligi. Drugim problemem, wydaje mi się jest to dofinansowanie. Ci zawodnicy muszą z czegoś żyć. Często jest tak, że mają rodziny, dom czy mieszkanie na utrzymaniu i co wtedy? Po prostu dorabiają. Często pięściarze stawali na bramkach, żeby móc zarobić jakieś tam pieniądze. Jeżeli już poszedł pracować na etat, no to nie było żadnych szans, żeby cokolwiek wywalczył. Nawet w kraju, a co dopiero na ringach europejskich.
Czy widzi Pan w środowisku bokserskim talenty, czy też kandydatów, którzy mogliby nawiązać do sukcesów zawodowych pięściarzy pokroju Tomasza Adamka, czy Krzysztofa Włodarczyka?
Ja trochę mniej interesuję się boksem zawodowym, ale powiem tak – boks olimpijski jest boksem bardzo trudnym. Żeby zdobyć medal na Igrzyskach Olimpijskich trzeba przejść bardzo trudne kwalifikacje. Może to zaboli niektórych moich kolegów profesjonalistów, ale powiem krótko – boks zawodowy jest łatwiejszy od boksu olimpijskiego. Dlaczego? Dlatego, że w ciągu 14 dni na zawodach taki pięściarz musi, jeśli to jest np. turniej kwalifikacyjny do IO, stoczyć aż 5 walk, z czego 4 musi wygrać, żeby tę kwalifikację zdobyć. Ja tak często miałem – musiałem wygrać 4 bądź 5 pojedynków w kategorii ciężkiej lub półciężkiej. W kwalifikacjach do igrzysk barcelońskich stoczyłem 5 pojedynków, później 4, potem do Sydney znowu musiałem wygrać 5 i na te turnieje przyjeżdżali późniejsi zawodowi mistrzowie świata, m.in. Fragomeni (Giacobbe Fragomeni, włoski pięściarz, były mistrz świata organizacji WBC w wadze junior ciężkiej, przyp. red.), który stawał na najniższym stopniu podium i tych kwalifikacji nie miał. Przyjeżdża 30 zawodników i jest losowanie - drabinka i według tej drabinki walczymy, więc dziś walczę, za 2 dni walczę, jeśli wygrywam za 4 czy 5 znów, a w boksie zawodowym wiem z kim mam się zmierzyć i szykuję się na tego przeciwnika, sukcesywnie przez okres powiedzmy 8 miesięcy czy roku.
A jeśli chodzi o wielkie talenty, to muszę powiedzieć, że jest zainteresowanie boksem i to ogromne. Właśnie boksem zawodowym, szczególnie zauważyłem to, że młodzież „liźnie” trochę tego boksu olimpijskiego i zaraz podpisuje kontrakt zawodowy. Oni też kalkulują, patrzą, że trudno im będzie zdobyć te kwalifikacje, bo one są ogromnie trudne i wolą nie ryzykować. Wolą podpisać kontrakt zawodowy i mają już dogadane z promotorem jakieś tam honoraria, ileś walk np. na 2 lata, a jeśli menadżer widzi w nim potencjał, to daje mu jeszcze jakieś comiesięczne honorarium, więc idą troszeczkę na skróty. Gdyby zdobył taki medal olimpijski, tak jak teraz ma na to szanse Durkacz czy dziewczyny, daj Boże, żeby to był chociaż brązowy, to potem ma możliwość podpisania kontraktu nie tylko w Europie, ale także w USA, tam gdzie jest najlepsza szkoła.
Zapytam na koniec – ma Pan pewne wspomnienia związane z Płońskiem. Walczył Pan z Krzysztofem Włodarczykiem. Jak wspomina Pan tamtą walkę i swoją wizytę w tym mieście?
Rzeczywiście, ale miałem jeszcze wcześniej stoczyć w Płońsku walkę, chyba w roku 1995, akurat z bratem Karoliny Koszewskiej-Łukasik i oddał mi walkowera… (śmiech). W 2000 roku stoczyłem pojedynek z Krzysztofem. Byłem przygotowany. Przyznam się szczerze, chyba najbardziej świadomie starałem się, aby zdobyć ten tytuł. Przeliczyłem to sobie i powiedziałem: „kurczę, mam szansę zdobyć 10. tytuł mistrza Polski”, więc warto było się przygotować, postawić i wygrać ten turniej i tak się właśnie zdarzyło w walce finałowej z Krzysztofem. Zdecydowanie wygrałem – gdzieś wyczytałem, że 9:1, ktoś napisał, że 12:1. Nieważne. Najważniejsze, że wygrałem i zdobyłem 10 raz tytuł mistrza Polski seniorów.
Proszę serdecznie pozdrowić wszystkich kibiców boksu, no i trzymamy oczywiście bardzo mocno kciuki za nasze dziewczyny i naszego jedynaka Damiana Durkacza podczas Igrzysk w Tokio!
Redakcjo!21:07, 22.07.2021
Dzięki za rzeczowy wywiad. Brak ligi niestety odbił się na wynikach. Nie będzie ligi to nie będzie sukcesów. Poza tym Durkacz ma szansę, mimo skromnego doświadczenia. 21:07, 22.07.2021
bez sensu 22:17, 22.07.2021
"Daj boże"? A co jakikolwiek bóg ma do konsekwencji, uporu, determinacji, treningów, woli zwycięstwa, wyzwań i ciągłego podnoszenia poprzeczki? Rzuć treningi w cho*erę i wtedy sobie dajbożuj. Co za wyznaniowe państwo ... 22:17, 22.07.2021
przykro, ale 08:09, 23.07.2021
Masz rację, to rozmodlone zad(_)Pie nie wyszło z komuny i że średniowiecza. W naszym mieście większość musi czuć bat nad głową - albo plebana, albo komuszego Pana. 08:09, 23.07.2021
Eryk15:34, 23.07.2021
Karolina będzie miała ciężko z młodymi. Ale trzymam kciuki 15:34, 23.07.2021
hahaha 10:42, 27.07.2021
Polacy nic się nie stałoooo... 10:42, 27.07.2021
nie rozumiem 20:23, 23.07.2021
0 3
Co oznacza "brak ligi"? 20:23, 23.07.2021
Justyna11:35, 24.07.2021
4 1
Do tego co się podpisał " nie rozumiem". Nie rozumiesz bo nie przeczytałeś artykułu. 11:35, 24.07.2021