Zamknij

''Sowi Dwór" - na pomoc dzikim zwierzętom [Wywiad PwS]

12:49, 26.08.2019 Rozmawiał Dawid Ziółkowski Aktualizacja: 12:52, 26.08.2019
Skomentuj - Pojawiają się u nas najróżniejsze zwierzęta- od wiewiórki i jeża do jerzyków, bocianów czy zajęcy, a każdy ma zupełnie inna biologię (...) - przyznaje nasza rozmówczyni, Izabela Czarnecka-Walicka [Foto: https://www.facebook.com/iza.czarnecka] - Pojawiają się u nas najróżniejsze zwierzęta- od wiewiórki i jeża do jerzyków, bocianów czy zajęcy, a każdy ma zupełnie inna biologię (...) - przyznaje nasza rozmówczyni, Izabela Czarnecka-Walicka [Foto: https://www.facebook.com/iza.czarnecka]

Wiosną tego roku w położonym nieco ponad 10 kilometrów od Płońska Jarocinie (gmina Baboszewo) powstał ośrodek „Sowi Dwór”. Założyło go małżeństwo (jak sami siebie określają) zwierzolubów, którym leży na sercu dobro dzikich zwierząt, potrzebujących pomocy by przeżyć – Państwo Waliccy. O działalności  ośrodka, formach pomocy kolejnym „lokatorom” i na wiele innych tematów porozmawialiśmy z Izabelą Czarnecką-Walicką. 

[Dawid Ziółkowski] Jak to się stało, że zajęliście się Państwo ratowaniem dzikich zwierząt?

[Izabela Czarnecka-Walicka] Zwierzaki były w naszym życiu od zawsze. Kiedy przeprowadziliśmy się na wieś też znalazły do nas drogę: a to podlot drozda, a to zając podtopiony przez psy. Wszystkie one potrzebowały pomocy i zaczęły do nas trafiać. W końcu podjęliśmy decyzje o legalizacji tej działalności i założeniu ośrodka. 

Skąd wziął się ten przydomek, ''NeuroPozytywni", który można wyczytać na facebook'u? 

Prowadzimy Fundację NeuroPozytywni, która zajmuje się pomocą osobom z chorobami mózgu. Neuropozytywni to znaczy tyle co: żyjący pozytywnie ,mimo choroby mózgu. W ramach Fundacji prowadzimy działalność wydawniczą, organizujemy kampanie edukacyjne, jesteśmy tez koordynatorami projektu strategicznego „Brain Plan dla Polski”.

Przenieśliście się Państwo na wieś z dużego miasta. To była po prostu Państwa decyzja, czy zrządzenie losu?

Świadoma decyzja - chcieliśmy przenieść się na wieś, a jednocześnie mieszkać w takiej odległości od Warszawy, by moc nadal pracować i prowadzić Fundację NeuroPozytywni.

Najpierw po prostu pomagaliście Państwo zwierzętom, które tego wymagały. Kiedy w głowach zrodził się pomysł stworzenia czegoś większego, na szerszą skalę?

Jak już wspomniałam oboje jesteśmy zwierzolubami, jednocześnie – również oboje lubimy działać w sposób zorganizowany i zgodny z prawem. Przetrzymywanie dzikich zwierząt przez osoby nieuprawnione jest nielegalne. 

Jak wygląda w praktyce przyjmowanie do ośrodka nowych „lokatorów”?

To zależy od sytuacji, jeśli stan jest nagły, zagrażający życiu, to staramy się np. ogrzać, opatrzyć i natychmiast zawieźć do weterynarza. Kiedy jednak stan jest stabilny, albo zwierzak jest po prostu mały to trafia najpierw na badanie i kwarantannę, czyli do małego pomieszczenia, klatki, faunaboxu, gdzie można go ogrzać i poobserwować, co się z nim dzieje: czy np. jest odwodniony, czy ma biegunkę albo problemy oddechowe. Dopiero po ogrzaniu, rozeznaniu sytuacji karmimy, poimy, kontaktujemy się też ze specjalistami danego gatunku. Proszę pamiętać, że u nas pojawiają się najróżniejsze zwierzęta od wiewiórki i jeża do jerzyków, bocianów czy zajęcy, a każdy ma zupełnie inna biologię. Jeśli nie ma żadnych niepokojących objawów, to oczywiście możemy sobie poradzić, ale – jeśli coś jest nie tak, to szukamy odpowiedzi u specjalistów. Po okresie kwarantanny i zupełnego unieruchomienia przenosimy zwierzaka do większego pomieszczenia: na wybieg lub do woliery. Tam ma większe możliwości ruchu, stopniowo przygotowuje się do ostatniej fazy czyli – opuszczenia ośrodka, powrotu do natury. 

Większość zwierząt wymagających pomocy to małe ptaki i ssaki. Trudniej jest pomóc jeżowi, wiewiórce czy sójce niż np. sarnie?

To nie jest kwestia wielkości zwierzęcia, ale warunków jakimi dysponujemy. Większe zwierzę wymaga większych boksów, wybiegów. To wszystko trzeba zbudować. Nawiasem, sójki wcale nie są łatwe do odchowania. Bywają bardzo agresywne.

Jak dajecie sobie Państwo radę sami? 

Nie jesteśmy sami. W ośrodku jest nas na stałe dwoje, natomiast jest całkiem spora grupa sympatyków ośrodka „Sowi Dwór” na facebook'u, która stara się nam pomagać przysyłając potrzebne nam rzeczy, karmę czy medykamenty.

Na fanpage'u ośrodka często pojawiają się zdjęcia i informacje o tym, że Państwa podopieczni dochodzą do zdrowia i wracają do swojego środowiska. Czy zdarzyło się, że niestety jakiś przypadek nie zakończył się happy endem? 

Niestety tak i o tym również informujemy. Walczymy o każdego zwierzaka, niezależnie od tego, czy jest to gatunek rzadki czy pospolity. Nawet gdy sytuacja jest beznadziejna i są weterynaryjne wskazania do eutanazji – tak było w przypadku Bola, sparaliżowanego po porażeniu prądem bociana. Każdą śmierć bardzo przeżywamy, rozmawiamy ze specjalistami: czy jest coś co moglibyśmy jeszcze w danej sytuacji zrobić, czy gdzieś nie było błędu człowieka. Proszę też pamiętać, że zwierzęta, które do nas trafiają są z reguły osłabione lub chore. Jeśli młody bocian wypadł z gniazda, to stało się tak z jakiegoś powodu…

Na facebook'u można zobaczyć, że dobrzy ludzie często wysyłają czy przywożą paczki z przydatnymi rzeczami – kocami, strzykawkami, karmą. Takich ludzi jest dużo?

Jest to dość spora grupa. Cieszy nas, iż coraz więcej osób z nie tylko z najbliższej nam okolicy zaczyna ośrodkowi pomagać. 

Czy pojawia się jakaś pomoc finansowa od darczyńców? Obecnie finansujecie Państwo całe przedsięwzięcie z własnych środków. 

Zorganizowaliśmy zbiórkę pieniędzy dla ośrodka. Czasem komuś łatwiej jest zrobić przelew niż wysyłać paczkę, co wiąże się z zakupami , pakowaniem i odwiedzeniem poczty. Dzięki temu opłaciliśmy weterynarza, i kupiliśmy siatkę do przykrycia jednego z wybiegów.

A czy władze samorządowe wyraziły jakieś zainteresowanie tą inicjatywą? Chęć współpracy, wsparcia? 

Tak, choć właściwie z powodu obowiązujących przepisów mają związane ręce i nie bardzo mogą pomóc jako urząd. Staramy się wypracować ścieżkę i sposoby pomocy samorządu, które nie będą stały w sprzeczności z prawem. W Gminie oraz w Starostwie spotkaliśmy się z dużą życzliwością. Jednak w każdym urzędzie po godzinie 16 urzędnik staje się mieszkańcem gminy, powiatu, województwa, sąsiadem. Czasem jako „zwykły człowiek” może więcej niż jako urzędnik. Pomoc lokalnej społeczności - to jest niezwykle cenne. 

Jak można pomóc Państwa ośrodkowi i gdzie dokładnie można Państwa znaleźć? 

Jak pomóc? Nasz profil na facebook'u: https://www.facebook.com/osrodeksowidwor/ to na razie jedyne miejsce do kontaktu oraz informacja o nas. Jest tam również stale aktualizowana lista potrzeb. Nasz adres: Jarocin 34; 09-130 Baboszewo. Tel. 601 368 368. A jeśli ktoś woli wesprzeć nas finansowo, zapraszamy na https://zrzutka.pl/e445yf .

(Rozmawiał Dawid Ziółkowski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

EtnaEtna

0 0

Szacun za wielkie serce Pozdrawiam z Warmii-----Baboszewiak 20:10, 27.01.2021

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%