Zamknij

Ałbena Grabowska: Jeszcze przez wiele lat nie będę gotowa na to, aby przestać leczyć i oddać się pisaniu...

16:02, 14.06.2020 Rozmawiał Dawid Ziółkowski Aktualizacja: 07:52, 15.06.2020
Skomentuj - Książka jest zawsze inna niż jej filmowa adaptacja. Ekranizacja, choćby najwierniejsza, rządzi się swoimi prawami (...) - przyznaje Ałbena Grabowska [Foto: zbiory prywatne] - Książka jest zawsze inna niż jej filmowa adaptacja. Ekranizacja, choćby najwierniejsza, rządzi się swoimi prawami (...) - przyznaje Ałbena Grabowska [Foto: zbiory prywatne]

Jest autorką sagi, na podstawie której powstał serial uwielbiany przez widzów, ale również (choć wiele osób tego nie wie) lekarzem. O tym skąd wzięła się chęć pisania, skąd czerpała inspiracje do stworzenia „Stulecia Winnych”, czy uczestniczyła w doborze obsady serialu i dlaczego akcja tej opowieści toczy się akurat w Brwinowie, porozmawialiśmy z Ałbeną Grabowską.

Z wykształcenia jest Pani doktorem nauk medycznych, lekarzem neurologiem. Skąd pojawiła się więc u Pani chęć pisania książek?

Wybór medycyny był dość przypadkowy. Nie miałam żadnego lekarza w rodzinie, ale uważałam, że ten zawód ma etos. Jako lekarz pracowałam w klinice, bardzo intensywnie, pisałam prace naukowe, byłam nauczycielem akademickim, oprócz tego normalnie przyjmowałam pacjentów i dyżurowałam. To była bardzo ciężka praca, ale dla mnie to było całe życie. Odeszłam z Kliniki Neurologii i Epileptologii z powodów rodzinnych. Przeniosłam się do szpitala miejskiego, zaczęłam pracę przy opisywaniu badań wideo EEG i wtedy pojawił się czas, którego wcześniej nie miałam. Zaczęłam wtedy spisywać historie zasłyszane w dzieciństwie. Mierzyć się z dziedzictwem moich bułgarskich krewnych. Chciałam przekazać tę wiedzę moim dzieciom, aby mogły poznać kraj lat dziecinnych matki. „Tam, gdzie urodził się Orfeusz” został wydany drukiem i zdarzyło się tak, że zaproponowano mi napisanie bajki terapeutycznej, a potem napisałam historie na specjalne zamówienie mojego syna, który miał wtedy osiem lat. Po zakończeniu drugiej części przygód „Julka i Mai” miałam już pomysł na powieść dla dorosłych. Wiedziałam, że potrafię i chcę pisać.

Dalej pracuje Pani w swoim zawodzie?

Tak, ale już nie praktykuję w szpitalu. Przyjmuję pacjentów w przychodni, raz w tygodniu. To pozwala mi na poczucie, że wciąż mam pacjentów, mogę się dokształcać i prowadzić chorych. Medycyna to zawód bardzo trudny, wymagający wielu lat nauki i praktyki. Trudno mi podjąć decyzję, aby z nim ostatecznie zerwać. Myślę, że jeszcze przez wiele lat nie będę gotowa na to, aby przestać leczyć i oddać się wyłącznie pisaniu.

Pisanie traktowała Pani jak odskocznię od zawodowych obowiązków i codzienności, czy też była to Pani pasja?

Ani jedno, ani drugie. Kiedy moje książki zaczęły być wydawane, miałam coraz więcej pomysłów na fabułę. Od początku myślałam o pisaniu bardzo profesjonalnie. Poszukiwałam odpowiedniej formy, żeby przekazać to, co chcę. Nie cieszyło mnie tylko to, że potrafię pisać, ani nawet fakt, że moje powieści ukazują się drukiem. Uważałam, że potrafię pisać dobrze. Planowałam kolejne książki bardzo skrupulatnie. Działam dwutorowo. Z jednej strony pracowałam w szpitalu, prowadziłam pracownię EEG, zajmowałam się pacjentami, z drugiej pisałam. Obie te działalności mnie pochłaniały po równo. Dopiero po wydaniu „Stulecia Winnych” zaczęto mnie zapraszać na spotkania autorskie. Czasu na działalność lekarską miałam coraz mniej.

Pani powieść "Stulecie Winnych" jest chyba Pani najbardziej rozpoznawalnym dziełem. Skąd czerpała Pani inspirację do jej stworzenia?

Przed „Stuleciem” powstały książki dla dzieci i trzy powieści współczesne: „Coraz mniej olśnień”, „Lady M.” i „Lot nisko nad ziemią”. Poczułam się gotowa na większą formę. Pomyślałam o sadze. Dawno w literaturze nie było sagi. Inspirowałam się wielkimi dziełami tego gatunku: „Nocami i dniami” Marii Dąbrowskiej, „Pannami i wdowami” Marii Nurowskiej, ale również „Sagą rodu Forsythe’ów”, „Na wschód od Edenu”. Chciałam, żeby to była wyjątkowa, epicka, wielopokoleniowa opowieść, w której pierwszoplanową rolę odgrywają zwykli ludzie na tle historii.

Akcję osadziła Pani w rodzinnym Brwinowie. Dlaczego akurat tam?

To nie jest przypadek. Mieszkam w Brwinowie od 16 lat. Urodziłam się niedaleko, w Pruszkowie. Miejsce osadzenia akcji powieściowej jest niezwykle istotne, a Brwinów okazał się idealną ilustracją historii Polski w pigułce. W czasie I wojny światowej przez Brwinów przebiegała linia demarkacyjna. Weszli Niemcy, potem wyparli ich Rosjanie. Brwinowianie znaleźli się w środku walk między dwoma agresorami. I jedni i drudzy zabierali ludziom zwierzęta, ziarno, grabili i niszczyli. Po wojnie zapanował kruchy pokój i stabilizacja, a wtedy Stanisław Lilpop postanowił zrealizować niezwykłą jak na owe czai ideę stworzenia centrum kulturalno-literackiego – miasta ogrodu Podkowy Leśnej. Rozparcelował ziemię na niezwykle korzystnych warunkach, osiedlił się w Aidzie, zbudował Elektryczną Kolej Dojazdową. Patrzył z radością jak do Brwinowa i Podkowy ściągają literaci i naukowcy. Po ślubie córki Anny z Jarosławem Iwaszkiewiczem w Stawisku gościli poeci i pisarze. W Brwinowie mieszkał także profesor Werner, naukowiec z PAN-u, profesor Kazimierz Michałowski, wybitny polski archeolog i wielu, wielu innych.

Serial, który jest adaptacją powieści zyskał ogromną popularność. Jak to się stało, że zabrano się za ekranizację "Stulecia"?

Myślę, że „Stulecie” zasłużyło na ekranizację. Wszyscy lubimy dawne czasy i opowieści o tym jak „drzewiej bywało”. Ja jednak napisałam o czymś więcej. Zderzyłam prawdę historyczną z fikcją i autentyczne postacie z wymyślonymi. Zależało mi najbardziej na opowieści o rodzinie, zwykłych ludziach, którzy mierzą się z codziennością. Wielka historia puka do ich drzwi, a oni starają się przeżyć… Chciałam pokazać targające nimi wątpliwości, namiętności, którym ulegają, tajemnice, które przechowują. To są prawdziwi ludzie, nie spiżowi bohaterowie. Stwarza to ogromne możliwości dla realizatora. Można pokazać prawdę historyczną a przy tym skupić się na relacjach międzyludzkich.

Czy miała Pani wpływ na dobór obsady i miejsc, gdzie odbywały się nagrania?

Nie, nie miałam. Miałam pewne wyobrażenia jak powinni wyglądać bohaterowie, ale ja nie mam doświadczenia filmowego. Zresztą nie chciałabym niczego sugerować ludziom, którzy zrealizowali wiele wspaniałych filmów i seriali. Reżyserowie castingu dobrze wykonali swoją pracę. Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszej obsady. Kinga Preis, Jan Wieczorkowski, Roman Gancarczyk, Arkadiusz Janiczek, Katarzyna Kwiatkowska, Adam Ferency, Olaf Lubaszenko, Katarzyna Wajda, Anna Grycewicz, Lidia Sadowa, Jakub Zając, Patryk Szwichtenberg i wielu, wielu innych, w tym młodych bardzo zdolnych aktorów. Aktorki, które przez dwa sezony grały główne bohaterki - Anię i Manię - wspaniale poradziły sobie ze “starzeniem się” i dojrzewaniem w serialu. Podobnie aktorzy dziecięcy także zostali bardzo dobrze dobrani. Jestem zachwycona obsadą i mówię to zupełnie szczerze.

Widzowie bardzo przywykli do głównych postaci serialu, granych przez wspomnianych przez Panią m.in. Jana Wieczorkowskiego, Kingę Preis czy Weronikę Humaj. Kiedy patrzyła Pani na tych aktorów, pomyślała Pani sobie np.: "Tak, tak właśnie miał wyglądać Stanisław Winny"?

Właśnie tak go sobie wyobrażałam. Stanisław to człowiek niezwykle powściągliwy, zamknięty w sobie. Dziś byśmy powiedzieli – introwertyk. I Jan Wieczorkowski właśnie tak zagrał. Człowieka, któremu mówienie o uczuciach sprawia wiele trudności, ale jest również bardzo wrażliwy. Kocha Kasię i ogromnie cierpli po jej śmierci. Podobnie jest z Władzią. Ona go odrzuca, a Stanisław próbuje walczyć o jej miłość. Ponownie doświadcza straty. Jest już bardzo ostrożny i poświęca się córkom. Podobnie ma się z postaciami Broni czy bliźniaczek. Kinga Preis była pierwszą aktorką, którą zaangażowano do roli w „Stuleciu”. Tak się składa, że wcześniej znała książkę, która bardzo się jej podobała. Weronika jest za to Anią z marzeń. Subtelna, wrażliwa, a przy tym bardzo silna. Umie podjąć decyzję, nie waha się, kiedy trzeba postąpić właściwie. Weronika Humaj zagrała tę rolę wspaniale.

Rolę serialowego Brwinowa "odegrał" skansen w Sierpcu. To był Pani zdaniem trafny wybór?

Bardzo trafny. Trzeba było pokazać Brwinów letnisko takim jakim był w tamtych czasach. Winni mieszkali w chatach drewnianych, krytych strzechą, bez łazienek, gotowali na piecach, nie było łazienek. Skansen jest otoczony lasem, terenami zielonymi. One również „zagrały” w filmie. Trudno jest pokazać tamte czasy przez pryzmat scenografii. Bardzo chcieliśmy nakręcić ważne sceny w samym Brwinowie, ale to się nie udało. Jedynie Stawisko zagrało samo siebie a dom Zygmunta Bartkiewicza spełnił rolę domu doktora Brzozowskiego. Nawet na cmentarzu nie można było kręcić zdjęć, ponieważ pełen jest nowoczesnych grobów. Mam nadzieję, że to się zmieni w trzecim sezonie i Brwinów będzie mógł zagrać rolę samego siebie.

Pewnie nie wszyscy o tym wiedzą, ale sama zagrała Pani w serialu dwie role. Jakie to były postacie?

W pierwszej serii zagrałam damę z Brwinowa, przyjaciółkę Anieli Pilawitz - siostry Stanisława Lilpopa. 1918 r. W drugim sezonie wystąpiłam jako klientka kawiarni Stokrotka. 1941 rok.

Spodziewała się Pani, że serial odniesie tak duży sukces?

Nie spodziewałam się… Miałam nadzieję i ten sukces bardzo mnie cieszy.

Co z ekranizacją III tomu powieści "Stulecie Winnych. Ci, którzy wierzyli"?

Właśnie kończą się prace nad scenariuszem. Kolejny sezon jest planowany na wiosnę 2021. Serdecznie zapraszam.

Dom w Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu, który w filmie był domem Stanisława Winnego

Liczy Pani na to, że dzięki serialowi więcej osób sięgnie po powieść i będzie chciało raz jeszcze "zobaczyć" dzieje rodu Winnych, ale już oczami własnej wyobraźni oddając się lekturze?

Mam taką nadzieję. Książka jest zawsze inna niż jej filmowa adaptacja. Ekranizacja, choćby najwierniejsza, rządzi się swoimi prawami. Trzeba pominąć niektórych bohaterów, zrezygnować z pewnych wątków, czasem nawet wprowadzić nowe postaci, żeby lepiej oddać emocje bohatera z książki czy język jakim się posługuje. Warto sięgnąć po książkę nie tylko dlatego, żeby dowiedzieć się jakie są dalsze losy poszczególnych członków rodziny Winnych, ale aby zobaczyć co w serialu zostało zmienione. Jakie wątki są rozbudowane, jakie skrócone, a które pominięto. Zapraszam serdecznie do lektury „Stulecie Winnych. Opowiadania”. To zbiór ośmiu opowiadań, które rozwijają lub uzupełniają wątki zawarte w sadze.  

Na koniec, może Pani zdradzić czy w tej chwili pracuje nad jakąś książką?

W tej chwili skończyłam drugi tom kolejnej sagi. To dla mnie bardzo ważna pozycja, bo powieść osadzona jest w realiach Polski XIX-wiecznej i w środowisku lekarskim. Dokonuję tu swoistego rozrachunku z własną historią lekarską. To bardzo rozbudowana, oparta na realiach historia rozwoju medycyny na świecie i w Polsce. Wydanie planowane jest na sierpień tego roku i nie mogę się doczekać na reakcję czytelników.

(Rozmawiał Dawid Ziółkowski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(2)

KajkaKajka

3 0

W domu nie na wszystkie tematy mówiono i nie o wszystkim wiedziałam . Pokazana prawdziwa historia o której się nie mówiło . Wspaniała Saga i nie moge sie doczekac dalszej części ? 19:33, 15.06.2020

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

JolaJola

2 0

Wspaniała opowieść o polskich losach. 07:53, 16.06.2020

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%